Drobinki miłości
Choć relacje romantyczne to nie matematyka, powinny jednak podlegać pewnym prawidłom, nazwijmy to, proporcji. Nie jest dobrze (i nigdy nie będzie), jeśli u partnerów występuje różnica w zaangażowaniu w relację, zainteresowaniu drugą osobą, atencji wobec niej.
Na początku jest pięknie. Kwiaty, motyle, serenady, czekoladki, randki, seksualne uniesienia, bliskość. Nagle – trach. nie ma bliskości, są podchody. Jedna strona, jeszcze przed chwilą zaangażowana i dostępna, zaczyna siebie… dawkować.
Znika nieoczekiwanie, by równie nieoczekiwanie pojawić się znowu. Przestaje zabiegać, bo jasne jest, że już nie musi. Porcjuje zainteresowanie, czułość, wspólny czas. Unika poważnych rozmów. Nie stawia się na umówione spotkanie. Rzuca okruchy miłości. Stąd zresztą wzięła się nazwa zjawiska – breadcrumbing, co w wolnym tłumaczeniu rozumieć można jako kruszenie chleba.
W tym czasie strona druga, ofiara tej toksycznej sytuacji, wystarczająco już emocjonalnie w tę relację zanurzona, czeka… na gest, słowo, obecność. Na te drobinki czegoś, co jeszcze niedawno było miłością. Nie traci nadziei, bo to przecież minie, a motyle wrócą. Problem jednak w tym, że nie wrócą, a kryzys nie jest chwilowy. To efekt przemyślanej (?) strategii. Oprawca (choć może brzmieć to przesadnie, nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z przemocą) raz po raz rzuca okruchy zainteresowania, podtrzymując tym samym zaangażowanie ofiary. Musi. Inaczej straciłby kontrolę, a o nią tu przecież chodzi…
Nie jest łatwo wyjść z takiego związku. Ofiara jest osłabiona, osamotniona, a przede wszystkim… uzależniona, a toksyny uzależniają najsilniej. Pozostaje z niziutkim poczuciem własnej wartości, z poczuciem “a może ja nie zasługuję na prawdziwą miłość?”, nieufna, ostrożna. A przecież to nieprawda. Każdy zasługuje na miłość. W przywróceniu tej wiary pomóc może terapia.